wtorek, 19 listopada 2013

Zew społecznika.

MagDalia ma duszę społecznika wzywającego naród do działania. Ma to od przedszkola, przeszedłszy przez bycie przewodniczącą klasy, udzielającą się w liceum gdzie popadnie, wreszcie bycie harcerką przez lata. MagDalii na oddziale położniczym w szpitalu nie upiększa nic, za to czerwone, wysuszone oczy wnikliwie obserwują szpitalną społeczność. 
(Gdyby nie genialne serum nawilżające Hydra Chrono Lieraca, krem do ust Vaseline z wyciągiem z aloesu-zdobycz z UK i przyjemność z nowego kremu Biogeniq Dermiki, byłaby marnym pyłem z brzuchem. Przyznaje się do wzięcia kompaktu nawilżającego wrażliwą cerę i tuszu do rzęs, niech leżą i poprawiają nastrój).
Na oddziale strach i oczekiwanie. Różne stadium przed, kulki z nogami podpierające ścianę przed salą diagnostyczną, gdzie rytmicznie namierzane są serca małych ludzi. W modzie szpitalnej dominują szare koszule zapinane na dziwny rodzaj trapezu w okolicy biustu, z optymistycznym nadrukiem w słoniki, myszki lub pieski z kokardami, dostępne po 35 zł w dzieciowych sklepie. Szlafroki we wzorki i miziaste, miękkie klapki. Upiorne, jarzeniowe światło nie dodaje urody. Wycieczki do kiosku. Nudy, bo czas stoi w miejscu. Historie przeznaczenia i z przeszłości. Co lekarz, to opinia i nic nie wiedzenie stają się normą, bo każdy ma inną wizję tej samej ciąży. Prostokąt korytarza zastępuje spacer wśród złotej jeszcze jesieni. Wszystko to już niedługo się skończy, za maksymalnie dwa tygodnie. Spostrzeżenia z czasu rośnięcia brzucha są różne. Najgorzej jest do tego brzucha doprowadzić. Bo wszystko jest ważniejsze, kredyt, praca, mieszkanie, rozwój, i to jest straszne. Potem, kiedy już można zaprosić do siebie wyczekane dziecię, ono wcale nie chce przyjść. W lecznicach korporacyjnych z fochem zlecają badania hormonów, bo po co, oni są od przepisywania tabletek anty. Potem odchodzi się z nalepką "niepłodna" i tu się zaczyna ciąg dalszy. Diagnozy, rurki, badania, dochodzenia, w większości pełnopłatne. Szepty i krzyki, współczujące spojrzenia tych, którzy są odzieciowani, albo szczęśliwie zaliczyli wpadkę w wieku młodzieńczo-beztroskim. Tak, chcą dobrze, ale nie zawsze to wychodzi. Bo się na głos nie mówi o poronieniach, o endometriozie, jako chorobie pań starszych, o blokadach w głowie, bo tak strasznie by się już chciało, a nie wychodzi, o tym, ile trzeba mieć pieniędzy, aby dopuścić do dziecięcego cudu. Jest ogromna niepewność, strach, czy się kiedykolwiek uda, najpierw tabletki, potem zastrzyki, wizyty, monitoring. Czekanie. I od nowa. Tabletki, zastrzyki, monitoring, badania, nieustanny kołowrót nadziei. To jak podziemie, nic nie jest refundowane, bo przecież po co wspierać tych pomiędzy wielodzietnością a in vitro. To są ciężkie tematy, drażliwe, kosmate, niepokorne, bo zanim ten temat się wykrystalizuje, to MagDalia będzie praprababcią. Droga do rodziny jest trudna i zawiła i ciężko ją znieść. Dużo łatwiej stanie w korytarzu w oczekiwaniu na badania, dużo łatwiej znieść bolące plecy i ogólną nerwowość związaną z czekaniem. Prościej jest przyjmować komplementy, że się dobrze wygląda, cieszyć się z każdej milisekundy kopnięć w środku brzucha. I nigdy nie zapominać, jak trudna, kręta i wyboista droga to tego prowadziła.
MagDalia kocha miękkie szlafroki z Oysho i nie może przeżyć, że wygląda na oddziale jak wygląda. Ale przeżyje.

3 komentarze:

  1. MagDalio święte słowa....najpierw się człowiek przed tym broni a potem za tym goni.....

    Trzymaj sie tam!!!! powodzenia :*****

    OdpowiedzUsuń