wtorek, 6 sierpnia 2013

O super kremach :)

Na moim trzydziestosześcioletnim ciele wypróbowałam tryliony kosmetyków. Lubię je zmieniać, lubię kręcić nosem, bo nie takie pudełko, albo mi się butelka nie podoba, doceniam jednak najmniejszy przejaw dobroci wobec mojej skóry. Zauważam wszystkie mikroszczegóły, nie kieruję się emocjami, lecz jak wytrawny łowca poluję na moje kosmetyki najlepsze dla mnie.
Obecnie mam na kosmetycznym widelcu kilka różności, o których będę zbiorczo informować. Nie piszę o tym na ogólnej, wielce popularnej fali blogerek kosmetycznych, które sobie coś tam kupują i testują i piszą, tylko po prostu organicznie i od zarania dziejów zajmuję się kosmetykami również zawodowo. Głowa od uwag pęka i jak już się zrobił menisk wypukły, to trzeba się wiedzą podzielić, być może ktoś odkryje niejedną eurekę jak i ja.

Mam również niezmienny pogląd na kosmetyki, zwłaszcza te pielęgnacyjne. Krem za 10 zł, pomimo dobrodziejstwa składników wypisanych analogicznie jak na kremie za 100 zł - różni się od niego znacznie. Nikt na świecie mi nie wmówi, że obydwa działają tak samo. Młoda cera może nie zauważy dużej różnicy, ale cera już tak 28+ - owszem. Duże koncerny, marki luksusowe mają własne laboratoria, które naprawdę przykładają starań, aby składniki użyte do produkcji kremów były jak najwyższej jakości. Są marki, które mają swoje tańsze odpowiedniki i zawierają podobne składniki, ale cena tego tańszego kremu to na pewno nie jest 10 zł. Nie znoszę komentarzy typu: "super krem, ale za drogi" - po co to w ogóle pisać?
Jak mnie kiedyś będzie stać, to kupię, a teraz siedzę cicho i sobie pomyślę zaledwie, że super by było takie cudo mieć. Luksus w kosmetykach wciąż nie jest masowo dostępny, ale na szczęście coraz więcej osób używa kremu do twarzy, co dla mnie jest szczególnym wydarzeniem. Robiąc kiedyż makijaż jednej pani, na jej skórze podczas oczyszczania, darł mi się wacik. Pani nigdy nie stosowała żadnego kremu, bo "nic jej nie pasuje". Kocham kobiety, które tylko widzą problem a ciężko zauważają stalaktyty zaskórników i milimetrową warstwę podkładu, bo przecież lepiej kupić fliud na pryszcze niż krem. Eech... o takich cudownych historiach na pewno jeszcze napiszę.
Wracając do KREMU IDEALNEGO, moim zdaniem warto zaoszczędzić na ciuchu a zebrać na lepszy kosmetyk. Widać to potem na twarzy:) Oczywiście wiele za nas robią geny, tryb życia, używki, ilość snu itp., ogólnie jednak działanie kosmetyków luksusowych znacznie poprawia nasz wygląd.

Istotne jest również regularne stosowanie, nie smarujmy się super kremem tylko w niedzielę, bo nam "szkoda"! Używajmy go, niech cieszy nas efektami! Na pewno istotne jest również to, że droższy krem wystarczy nam na dłużej, bo używamy go mniej. Nie pół łyżeczki co wieczór, tylko niedużą ilość, nasza skóra nam zresztą podpowie.
A co z próbkami? Nie warto gromadzić ich w koszyku w łazience, bo i tak się zakurzą. Nie brać, jak nie zużyje się ich. Na pewno dzięki próbce można sprawdzić konsystencję kremu, jak się wchłania, jak "rozmawia" z naszą skórą. Nie warto jednak chodzić po Sephorach i Douglasach w nadziei, że się uzbiera z 10 słoiczków do próbek i będzie się miało "prawie krem". Nie da rady, skąd pewność, czy tester do kremu nie był trzymany pod świetlówką na półce i ile osób grzebało w nim palcami?...

O nawilżaniu, kremach przeciwzmarszczkowych, balsamidłach do ciała, szamponach, perfumach i duużo o makijażu poczytacie tu. To nie będzie wnikliwy instruktaż z pięknymi zdjęciami, ale być może z moimi spostrzeżeniami wepchnę się gdzieś pomiędzy blogi i ktoś skorzysta z mojej wiedzy. Będę przeszczęśliwa!



13 komentarzy:

  1. witamy witamy na pokładzie! :*

    Moja skóra już niestety zauważa różnice w kremach - te za kilkanaście złotych nie działają na nią jak te troszkę droższe - szczególną uwagę przykłądam do kremu pod oczy - chociaż w tej kwestii jeszcze nic nie zniwelowało moich worków;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod oczami zmarszczkowa masakra odbywa się najszybciej, niestety, poza tym kremowy cud naprawdę ciężko znaleźć.. W razie czego po prostu - nie zauważać:)

      Usuń
  2. Doooooobry:-* jak fajnie!

    26 twarz czeka na rady!

    Lena

    OdpowiedzUsuń
  3. no jesteś wreszcie :)

    zgadzam się z każdym Twoim słowem! ja stosuję droższą pielęgnację, bo wierzę i widzę, że dobrze służy mojej ponad już 30letniej skórze! i nikt mi nie wmówi, że ten za dychę czy dwie działa podobnie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W Polsce panuje syndrom kremu Nivea, nasze mamy używały, bo nie było niczego innego i niestety w większości ten pogląd pokutuje. Podobnie jak nie smarowanie się niczym, "sama natura"...

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Magdo :)
    Dobry post - od razu umiejscawia Twój blog i dobrze bo nie narazisz się może na komentarze "za drogi, mój produkt za 7 zł działa tak samo" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe mój tato zwykł mawiać: "zobacz mama nie stosowała żadnych kremów i jaką ma piękną skórę" żadnych= oprócz NIVEA oczywiście ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tusz Arcancil z widocznymi włoskami jedwabiu, które zalotnie przyklejały się na końcówkach rzęs wyciągając je nieprzyzwoicie...:-)taki w niebieskim opakowaniu. To był pierwszy kosmetyk który pokochałam (było to ze 20-sic! lat temu)i niestety mocno odchorowałam jego zniknięcie z rynku:-/ Od tej pory przywiązuję się do kosmetyków i trudno mi eksperymentować. Chętnie dam sie namówić na zmiany komuś, komu ufam :-). Nie mogę do tej pory znaleźć swoich perfum jak wycofali moje ukochane (ale o tym chyba nie będzie tutaj;-)). Podobnie jak żaden tusz po Arcancilu nie był już "Tym "tuszem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, to była rewelacja! Puder to Yardley o niesamowitym zapachu, pomadka Elizabeth Arden lub Celia, to były czasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! no tak zapomniałam o Yardley'u!!! ale potem nie był już taki jak na początku.

      Usuń